Zauważmy, że na początku relacji, kiedy to ludzie poznają się i stopniowo do siebie zbliżają – poprzez mniej lub bardziej subtelne sygnały – okazują sobie zainteresowanie, jak również swoją seksualnością. Jest też moment, w którym dochodzi do zbliżenia – inicjacja seksualna – „pierwszy raz” między partnerami. W optymalnych warunkach kochankowie wtedy są szczęśliwi i usatysfakcjonowani. Z czasem jak wchodzą w bliższą relację ich seks, podobnie jak codzienne funkcjonowanie i życie, zaczyna być opakowane w pewną rutynę: praca, dom, dzieci, codzienne sprawy, itp. W ferworze zmian i realizacji planów często zapominamy o swoich własnych potrzebach, ale też o potrzebach partnera/partnerki, żyjąc w nie zawsze uświadomionym przekonaniu, że tak będzie wyglądało życie. Nierzadko nauczeni doświadczeniem z obserwacji swoich rodzin.
Bliskość fizyczna a bliskość emocjonalna
Jedną z głównych potrzeb jakie możemy zaspokoić w bliskiej relacji, a zarazem jednym z głównych jej filarów jest bliskość seksualna. W zasadzie posługując się pewnymi skrótami myślowymi opartymi na stereotypach można śmiało założyć, że dla jednych ludzi bliskość seksualna stanowi wrota do budowania bliskości emocjonalnej (częściej dla mężczyzn), a dla innych bliskość emocjonalna (częściej dla kobiet np.: poczucie bezpieczeństwa) jest drogą ku bliskości seksualnej.
Niezależnie od kolejności sekwencji – jedno warunkuje drugie i może okazać się, że bez wystarczającego zaspokojenia potrzeb seksualnych nie da się zbudować i realizować satysfakcjonującej relacji.
Z jednych potrzeb w inne potrzeby
Jak się okazuje w bliskości seksualnej mogą być realizowane również inne nasze potrzeby, takie jak: zaufania, intymności, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa, miłości oraz wyrażania siebie. Wszystko zależy od tego, jak bardzo dbamy o seks i jak on ma wyglądać. Jeśli jest tak, że stał się dla nas rutyną, to być może dlatego, że chcielibyśmy go w jakiś sposób urozmaicić lub coś zmienić. Może okazuje się, że właściwie potrzebujemy go więcej niż wcześniej, albo wcześniej nie chcieliśmy o tym mówić, żeby do siebie nie zrazić drugiej osoby.
To jak czujemy na ile nasze potrzeby są zaspokojone, zależy od tego na ile sami się o to staramy. Brak zaspokojenia potrzeb seksualnych w związku będzie mógł rzutować na nasze inne potrzeby. W pewnych niesprzyjających okolicznościach może okazać się, że brak zaspokojenia własnych potrzeb może rzutować na brak spełnienia potrzeb partnera/partnerki. Skoro jest nam w tym źle to możemy się z tej sfery zacząć wycofywać. To z kolei spowoduje, że nasz partner/partnerka poczuje się odrzucony/a, a my zaczniemy mieć problem z zaufaniem jemu/jej. Nasze poczucie akceptacji i bezpieczeństwa zostanie zaburzone, a to prowadzi do podważenia satysfakcji związku – pojawia się kryzys oparty na ochłodzeniu relacji i budowaniu się dystansu emocjonalnego.
Brak rozmowy o seksie = derealizacja potrzeb = kryzys związku
Może jest tak, że problem nie leży w braku realizacji potrzeb, ale właśnie w braku rozmowy o seksie. Skoro sami nie wyrażamy swoich potrzeb, to w jaki sposób może dojść do ich jakiekolwiek realizacji?
Zazwyczaj jest tak, że jak czegoś od kogoś chcemy to o tym mówimy. Druga strona, ma prawo odmówić lub na to przystać, albo też sama określić warunki na jakich ma dojść do realizacji „jakiś naszych zachcianek”. Otwarta rozmowa o seksie może okazać się remedium, ale też profilaktyką w dbaniu o bliskość emocjonalną, poczucie akceptacji, intymności, zaufania, poczucie bezpieczeństwa i miłość. Czasami niezbędna okazuje się pomoc psychoterapeuty czy seksuologa.
Realizacji niezaspokojonych potrzeb – często nigdy nie wyrażonych – będziemy szukali w innych źródłach, jak: zdrada emocjonalna lub fizyczna, uzależnienie od pornografii, popadanie w nadmierne fantazjowanie, alkohol, praca, itp. A to będzie prowadzić do kryzysu, a być może nawet rozpadu relacji.